____________________________________________
"Chciałem wam powiedzieć, że Chrystus mnie kocha. Właśnie, że Chrystus mnie kocha, to wam chciałem dzisiaj powiedzieć. Bardzo długo na Niego czekałem. Wiecie, największą męką księdza jest taka męka, że odprawia Mszę i tak do końca nie wie czy Chrystus go kocha. To, że jest powołany, że został wyświęcony to jeszcze jakby mało, bo człowiek chce być kochany. Człowiek tęskni do miłości, do wielkiej miłości.
Do mnie Jezus Chrystus przyszedł po wielu latach, przyszedł w tamtym roku w Wielki Piątek. I to chciałbym wam też dzisiaj powiedzieć, że On przychodzi, i że jest, bo bardzo nas kocha. Ja dawniej takich słów nie mówiłem, i może już więcej nie powiem, ale wiem, że muszę wam to dzisiaj powiedzieć, kiedy wiele serc czeka, i może jest bardzo smutnych i bardzo zgnębionych. Może wśród nas są ludzie, którzy mają powołanie, a nie doświadczyli jeszcze Jezusa Chrystusa.
Ten Jezus Chrystus, który przyszedł do mnie, to był Chrystus łagodny, cichy, bardzo delikatny i wrażliwy. Ja uważałem, że mówić o Miłości to jest nieprzyzwoicie, że mówić o tak bardzo intymnych sprawach jest jak gdyby obnażyć swoją duszę, ale wy nie jesteście mi obcy więc... Chociaż muszę powiedzieć, że człowiek odczuwa jakiś taki wstyd, jakby wyszarpywał siebie takie własne. Ale to nie jest moje, to jest Jezusa i to także wasza własność. Chrystus was bardzo kocha niezależnie od tego co sobie myślicie, co sobie uważacie, niezależnie od tego czy cenicie siebie, czy sobą pogardzacie. To naprawdę nie jest takie ważne dla Chrystusa. I to nie jest byle jaka miłość, i to nie jest sentymentalizm, to nie jest coś, co kiedyś tam minie. To już na całą wieczność jest. Jak Chrystus kogoś przygarnie, to na zawsze. Musicie w to uwierzyć. Ja was bardzo proszę, żebyście w to uwierzyli.
To prawda, że trzeba na Niego czekać. I to długo trzeba na niego czekać, ale nie mówcie, że Pan się opóźnia, bo On czekał tyle tysięcy lat na nas. To jest przecież prawdą, że Jezus czekał na nas. Jakie to piękne, że Kościół zwrócił na to uwagę. Jak dzisiaj przeglądałem Leona Wielkiego, Wilhelma z Owerny, to tam aż się roi od takiego usprawiedliwiania Boga. Ci pisarze, ci ojcowie mówią, że Bóg czekał na ciebie, Bóg czekał, aż dojrzejesz, bo chce, abyś przyjął to wszystko, co ci chce ofiarować, jako ktoś dojrzały, jako ktoś piękny, kto to potrafi podjąć, nie z przymusu, ale z wolnej woli, z wolności! On tego bardzo pragnie. Wilhelm tak pisze:
Czy można wymagać czegoś od dziecka? Czy można wymagać czegoś od małej rośliny? Czy można wymagać czegoś od zwierzątka, które jeszcze nie osiągnęło wzrostu należnemu właśnie temu stworzeniu?
Mówi, że nie można. Trzeba poczekać. Bóg czeka. Czy myślicie, że Bóg nie tęsknił za wami? Czy myślicie, że Bóg był tak absolutnie wypełniony miłością, że już nie potrzebował niczego? Nie jest tak. Zobaczcie ile czekał Pan na was. To prawda, ale powiecie: „tysiąc lat w oczach Bożych jest jak wczorajszy dzień”. Ale w miłości nie sprawdza się to wcale. Jak Bóg kocha, to dla niego tysiąc lat jest tysiącem lat, wiek jest wiekiem. Tak jest miłość przeżywana, tak jest przeżywane każde rozstanie. Bo gdyby tak Bóg nie przeżywał, to Jezus Chrystus nie wypowiadałby takich słów, że przyszedł rzucić ogień na ziemię, i że bardzo pragnie, aby ogień ten zapłonął. Skoro Bóg nie tęskni, to po co takie słowa, przez Ewangelistów określane, jako „jęk Jezusa”? Tak jest w oryginale. Rozumiecie co to znaczy.
My jesteśmy zbyt wygładzeni. Ta nasza Biblia jest wygładzona, ona jest bardziej dynamiczna, bardziej w głąb, bardziej ludzka, bardziej... namiętna, nie taka zwykła osłuchana. Jezus woła: „Bardzo pragnę, aby zapłoną ogień, nawet nie wiecie jak pragnę”. Dlaczego Chrystus tak się śpieszy do śmierci? Dlatego, że nas kocha, dlatego, że nas kocha... I zobaczcie, jakie to nasze mówienie o miłości jest słabe. Bo my mamy tylko dwa słowa: miłość i kochać. I nic więcej! I jak żeśmy się do tego przyzwyczaili, ale posługujmy się tymi słowami jak najczęściej. Powtarzajcie sobie: Bóg mnie Kocha! Bóg mnie Kocha! To jest nasze orędzie. To jest jedyne orędzie Kościoła. Nic więcej. Tutaj nie ma co filozofii uprawiać, to nie ma co się wymądrzać. To jest takie proste, takie zwykłe, ale żebyśmy tę miłość dochowali, żebyśmy jej nie zmarnowali, bo to jest coś strasznie kruchego. Miłości się nigdy nie ma. Na miłość się zawsze czeka, i trzeba ją chronić i nieść. I uważajcie na to, że jak do kogoś Jezus przyszedł, niech Go chroni, Go zachowuje.
Żeby miłość się rozwinęła, to musimy najpierw przebaczyć Jezusowi Chrystusowi. Naprawdę. Czytałem wam dzisiaj tekst mojego przyjaciela, czytałem wam tekst Maćka, i ten człowiek napisał tam, że spodziewamy się Zwycięzcy, a znajdujemy dziecko, że spodziewamy się Mesjasza, a znajdujemy przegranego. Trzeba mu przebaczyć te Jego sposoby dochodzenia, objawiania się. Nie trzeba mieć do niego pretensji, że On właśnie w ten sposób się objawia. On się tak objawia, to jest Jego miłość. Uszanujmy to, naprawdę uszanujmy. On się dostatecznie długo na nas wyczekał. l teraz powierzmy się Mu. Nie spodziewajmy się, że wyzwoli Izraela. Nie spodziewajmy się, że zwycięży. On będzie z tobą przegrywał. Po prostu będzie z tobą przegrywał. Nie zrobisz z nim żadnej kariery. Naprawdę. Zapytaj tych, którzy Mu służą. Czy oni cokolwiek osiągnęli? Nic nie osiągnęli, ale to jest bardzo piękne, bo to z Nim nie osiągnęli. On też nie wygrał. Jego zabili.
I tutaj pamiętajcie o Marii Magdalenie, to jest bardzo piękna kobieta. Kochała Pana, tak jak potrafi tylko kochać kobieta. Ona jak pies warowała, przy grobie Pana, i naprawdę kochała Go nadal, chociaż zginął. I wcale nie miała nadziei, że On kiedyś tam zmartwychwstanie. Ona kochała Go takim jakim jest, jakim był w danej chwili. A On był martwy. I nadal nazywała Go Panem. „Zabrali Pana” mówiła. Tak mówiła: „Zabrali Pana, nie wiesz gdzie Go położono? Zabrali Pana”. Dla niej On był Panem, chociaż On był martwy. Uczniowie odeszli. Niektórzy byli zgorszeni Jego śmiercią. Niektórzy mówili: „a myśmy się spodziewali”. A Maria mówiła: „Zabrali Pana. Zabrali mi Pana. Ja Go nadal kocham. Moja miłość jest tak wielka. Moja miłość jest tak piękna. To nic Panie, że zginąłeś. To nic Panie, że Cię zabito, i tak Cię kocham.”
I to jest wielkie przebaczenie Jezusowi Chrystusowi, i trzeba to zrobić, jeśli chce się kochać Pana, zachować miłość. Przebaczcie Mu, bo w was Jezus Chrystus to jest to, co w was złe. Jezus Chrystus to jest to czego się wstydzicie, czego się brzydzicie, czym pogardzacie. To jest Jezus Chrystus, bo On się z tym zjednoczył, i przyjmijcie siebie, przebaczcie Jezusowi Chrystusowi najpierw, a potem sobie. I od tego momentu zacznie się coś bardzo wielkiego. Pan wyłania się coraz bardziej z mroku. Bo jest bardzo stęskniony, bardzo kocha. Jak Mu przebaczysz, to On jeszcze bardziej wyjdzie, wyłoni się.
Bóg ma także pewien atrybut, który jest przez teologów niedoceniany, bo wiedza nadyma. A wiedza teologiczna bardzo nadyma. Ludziom się wydaje, że już wszystko wiedzą, że jak ksiądz powie ten atrybut, to popełni herezję. Ja tę herezję popełnię: Bóg jest nieśmiały. Dlatego pozostaje w mroku. Bóg jest nieśmiały. Jak mu przebaczysz, to On wyjdzie. Jak Mu przebaczysz, to On się ukarze w pełni. To On będzie z Tobą. Jaki będzie? Otóż będzie taki, jakiego ty sobie nie wyobrażałeś. Po pierwsze nigdy ciebie już nie opuści, nigdy ciebie już nie opuści. Jezus Chrystus zmartwychwstały ukazując się uczniom mówi, że od tej pory będzie wszystko na stałe. Leon pisał, że przedziwnie skrócił czas pozostawania w grobie, żeby zaradzić tęsknocie uczniów. Leon - taki matematyk. Mówimy „trzy dni w grobie”, a to nieprawda, bo nie ma trzech dni w grobie. Policzcie sobie. Jeden dzień tylko. Trochę piątku, sobota i trochę z niedzieli. I jakie to są trzy dni? Jak przedziwnie Bóg skrócił tę zwłokę, jak wspaniale wypełnił pisma, i jak wspaniale zaradził naszej tęsknocie. Leon matematyk. Może dlatego jest wielki, że to obliczył. Dla mnie dlatego jest wielki.
I słuchajcie, coraz bardziej się Pan objawia, coraz bardziej wychodzi z mroku. Coraz bardziej, bo my Go zapraszamy. On już teraz wie, że nie zostanie zdradzony. Bo myśmy uwierzyli Jego miłości. Uwierzyliśmy Jemu. Jak się pokazuje zmartwychwstały, to mówi: „Odtąd nie będzie już rozstań. Nie będziemy musieli się już żegnać. Nie będzie żadnych podziałów między ludźmi, że będzie miłość, że będzie doświadczanie tej miłości. I że jest to możliwe, bo zmartwychwstałem, bo zwyciężyła miłość. I że będzie utrwalona, uwielbiona moja służba - wam.” Wyobraźcie sobie, co to za religia, gdzie Bóg służy człowiekowi. To Bóg służy człowiekowi. To Bóg przygotowuje śniadania dla człowieka. To Bóg umywa nogi uczniom. To On zapowiedział, że tak samo będzie w niebie, w Królestwie Bożym. „Ja przepaszę się, i będę wam usługiwał” - to jest ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, jakie rzeczy przygotował Pan. Nie wiemy co przygotował. To On nam będzie usługiwał. Czyż to nie jest piękne?
I zmartwychwstały, który ukazuje się uczniom prosi jeść. Chce się z nimi spotkać. Spotyka każdego po imieniu. To chce nam właśnie powiedzieć, że to już jest na stałe, to już jest do końca, że to jest rzeczywiste. Dlatego dotykamy już tak do końca, i to jest piękne. No bo my się nie będziemy musieli żegnać, my się nie będziemy musieli rozstawać. Nie będziemy na dwóch końcach kuli ziemskiej, tylko będziemy razem. Czy to nie jest piękne?
Już na koniec wam powiem, że skoro taki Jezus Chrystus się ukazał, z mroku wyszedł, to Kościół, Kościół powinien odrzucić Pastorał, Kościół powinien odrzucić Mitrę, Kościół powinien odrzucić szaty, Kościół powinien oduczyć się kroczyć, Kościół powinien wysiąść z tego co jest wygodne i lśniące, Kościół powinien przestać zachowywać się teatralnie, Kościół powinien biec na spotkanie Pana. Ooo... my tego nie robimy. Bo my jesteśmy poważni, my jesteśmy strasznie poważni. Mamy wszystko opracowane, każdy krok jest opracowany, każdy gest jest opracowany. Zabito w nas spontaniczność, wstydzimy się spontaniczności. A pierwszy papież biegł do Pana, do grobu biegł. Biegł, a potem rzucił się w fale, nagi. Ludzie drodzy! Gdybyśmy się tak zachowywali, no to by nam uwierzyli, że my Go kochamy. To nie było by tylko takie, że nam nakazano, naprawdę by tak było! To musi być żywe, albo w ogóle niech nie będzie... Naprawdę.
Z doświadczenia Pana musi być głoszenie. Z mroku wyszedł. Głoś Go takiego jakiego Go zobaczyłeś i biegnij na jego spotkanie, i wydaj się niepoważny. Bo Pan wcale nie jest poważny. Bo jak Dawid tańczył przed Panem, to córka Saula nim wzgardziła, bo nie tak się powinien zachować król. No... Jak się ma zachować król, który widzi Pana? Jak się ma zachować chrześcijanin, który widzi Pana? Tak najprościej - niech biegiem, niech się rzuci w fale. Im mniej jest wśród nas przyzwoitych, takich do końca. Jednego koloratka ściska, drugiego pas, drugi z samochodu nie może wyjść. I jak tu biec? Ale i tych weźmy. Niech biegną! Niech się wydadzą niepoważni. Niech spadnie z nas ten cały kokon. Trzeba się narodzić jeszcze raz! Ojca Tomasza w Szwecji posądzono, że zielonoświątkowiec, gdyby nie to, że dominikanin. Bo była radość. Ludzie drodzy. To znaczy, że katolik nie może się cieszyć? Nie może się cieszyć? Może się cieszyć. Czy Jezusa nie może głosić bliskiego? Może głosić bliskiego. Czy Jezus Chrystus do katolika nie przyjdzie? Przyjdzie, nie jesteśmy od macochy. A tu jest rzeczywiście i tu nas kocha bardzo.
Trzeba nam trochę takiej duchowości małej Tereski. Oj... jak dominikanin mówi o małej Teresce, to nie dobrze. A trzeba o niej mówić. No... trzeba. To znaczy, ona mówiła tak: „nawet Panie Jezu jakby się okazało, że to co przygotowałeś to jest takie małe, i mniejsze niż ja się spodziewałam, to ja bym i tak udawała, że to wszystko było takie wspaniałe, i że to Ci się tak bardzo udało”. No może w takiej duchowości wzrastajmy. Naprawdę pod spodem w każdym z nas jest wielka tęsknota miłości, jest wielka nadzieja, jest wielkie pragnienie. I po co te gorsety? Po co to wszystko? Głośmy Pana zmartwychwstałego.
Alleluja!!!"
Kazanie na Noc Miłosierdzia
Michał Zioło OCSO
http://michal.ziolo.prv.pl