19.4.12

z "Abandon"

Pan Jezus znalazł drogę do mnie. To droga zupełnie przeciwna do pedagogiki Dróg Krzyżowych niektórych parafii i modlitewników. To droga bezradności i grzechu, ogarniętych Jego ramionami, ramionami krzyża. To droga spojrzenia na siebie Jego współczującymi oczyma.

"Wróciłam niedawno z czuwania przy Jezusie złożonym w Grobie. Grób w szczecińskim klasztorze nigdy nie był tak piękny; gdy zeszliśmy do krypty, gdzie jest Grób, silnie zamglonej kadzidłem, odnosiło się wrażenie, że małe wiszące świeczuszki unoszą się w powietrzu wokół Chrystusa. Miałam ostatnio wiele refleksji o tym, jak my przyjmujemy Mękę Pana. A refleksje te sprowokowała moja Przyjaciółka – osoba przesiąknięta duchowością miłosierdzia.
Mieszka w Niemczech i w związku z tym rzadko uczestniczy w polskich nabożeństwach. Teraz przyjechała na pogrzeb i po Mszy pogrzebowej „załapała się” na drogę krzyżową. „Gosiu – mówiła ze smutkiem – tam nie było słowa o Bogu!” Zaczęliśmy z Mężem dopytywać, co ją tak zdumiało. I stwierdziliśmy, że sami najprawdopodobniej nie zwrócilibyśmy na to uwagi, gdyż… taki sposób mówienia o Bogu (tzn. nie-mówienia) jest w polskim Kościele chyba dość częsty.

Rozważanie każdej stacji dotyczyło podłości i nędzy ludzkiej natury, z naciskiem na frazę „ile razy?”. „A ty, ile razy osądziłeś bliźniego? Ile razy myślałeś źle? Ile razy zazdrościłeś? Ile razy życzyłeś źle? Pomyśl teraz – ile razy???” Każda stacja była medytacją nie Męki Pana, lecz ludzkiej natury: rozważamy siebie i oskarżamy siebie. Cała nauka brzmiała: „Widzisz, co ty zrobiłeś?” A cała uwaga, według opowieści naszej Przyjaciółki, poświęcona nam; naszym grzechom. Owszem – było jeszcze o cierpieniu Jezusa, ale w takim kluczu, że to MY TYLE RAZY winni jesteśmy tego cierpienia. „A Ty, Panie, tak MUSIAŁEŚ przez nas cierpieć”…

Mój mąż, by udowodnić, że innych Dróg Krzyżowych nie zna, przyniósł I-komunijny modlitewnik Antosia. I rzeczywiście! Droga Krzyżowa: „A ty, ile razy przezywałeś kolegę? Ile razy oszukiwałeś, zapominałeś o pacierzu? Ile razy?”

Droga Krzyżowa nie jest tu bynajmniej pokazana jako Droga Miłości ku nam, uwagi poświęconej Bogu i temu, co dla nas dokonał. A to przecież czas tak cenny, kiedy można rozważać miłość Boga, mękę jako największy akt miłości… zobaczcie, jak nas kocha, ile dla nas wycierpiał.

I z Drogi Krzyżowej, o której mówiła nam Przyjaciółka, i z tej z modlitewnika, wyzierał Jezus, który mówi: „Widzisz, co ty zrobiłeś? Widzisz, JAK JA PRZEZ CIEBIE MUSIAŁEM CIERPIEĆ? No ile razy się przyczyniłeś?... Ile?”

Wydaje się, że w takich rozważaniach mogą kryć się dwa wielkie zafałszowania.

Po pierwsze skupienie uwagi na naszym grzechu i oskarżanie. Niby Pan Jezus kocha, ale jednak palcem kiwa… Jest to nauka zupełnie odwrotna do słów samego Jezusa, który przecież z krzyża modlił się „Przebacz im, bo nie wiedzą co czynią!” On umarł po to, aby z nas poczucie winy ZDJĄĆ. Wziął winę na Siebie nie po to, byśmy rozważali, jakimi jesteśmy oprawcami, ale byśmy z tego zrozumieli Jego miłość… Myślałam o tym w czasie dzisiejszej liturgii Słowa: Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie.

A po drugie: Pan Jezus nie był żadną ofiarą! „Jak Ty musiałeś przez nas cierpieć…” Nie był „biedny, przykuty do krzyża”! W każdej chwili mógł z niego zejść! Nikt mi mojego życia nie zabiera, ale Ja sam je daję. Droga Krzyżowa wskazywała, że „musiał”, bo „ci grzesznicy” (my) nie pozostawili Mu wyboru.

On chciał nas zbawić. Uleczył Malchusowe ucho. Chciał, dobrowolnie, wziąć krzyż na ramiona.

Czy samo wpatrywanie się, wyliczanie naszych grzechów przyczyni się do naszego nawrócenia? Dlaczego wydaje się, że takie samo-oskarżanie może nie być pomocne? Ostatnio znalazłam w Katechizmie fragment dotyczący pokuty, który mi sprawę bardzo rozjaśnił.

Odkrywając wielkość miłości Boga, nasze serce zostaje wstrząśnięte grozą i ciężarem grzechu; zaczyna obawiać się, by nie obrazić Boga grzechem i nie oddalić się od Niego. Serce ludzkie nawraca się patrząc na Tego, którego zraniły nasze grzechy (KKK 1432).

Skoro serce nawraca się patrzą na Niego – musimy więc na Niego spojrzeć (zamiast na siebie) i poznać Jego miłość. Dopiero poznając Jego miłość, serce zostaje wstrząśnięte…: jak ja mogę ranić Tego, który mnie tak kocha!

Pan Jezus znalazł drogę do mnie. To droga zupełnie przeciwna do pedagogiki Dróg Krzyżowych niektórych parafii i modlitewników. To droga bezradności i grzechu, ogarniętych Jego ramionami, ramionami krzyża. To droga spojrzenia na siebie Jego współczującymi oczyma.

„Przytul siebie i módl się za siebie, tę smutną i niepodobającą się sobie. Módl się cierpliwie, łagodnie i z ufnością. W takiej modlitwie jest Ten, który pokonał swoją cierpliwością i łagodnością zniecierpliwionego i agresywnego oskarżyciela”.


Wszystkim Czytelnikom życzę błogosławionej Paschy. I zdolności przytulenia siebie."
 
Z bloga M. Wałejko